W drodze donikąd

Styl dość wygładzony, bo mieli opublikować w lokalnej prasie… 🙂 Może jeszcze opublikują, kto ich tam wie.

Urlop wakacyjny już zaplanowany. Dwa tygodnie nad morzem i kilka dni w górach. Jedziemy samochodem, bo wygodniej albo wybieramy samolot, bo szybciej a urlopu przecież niewiele. Wypoczynek zaczyna się w momencie kiedy położymy się w spokoju na plaży albo wejdziemy na szlak górski. Transport to zło konieczne – źródło frustracji, stanie w korkach, strach przed lataniem. Jednak kiedy wyjeżdżamy do kraju całkowicie odmiennego kulturowo od Polski, przemieszczanie się środkami transportu publicznego nabiera zupełnie innego wymiaru. Zaczynamy się uważniej przyglądać pasażerom, wyglądamy z zaciekawieniem przez okno, wsłuchujemy się w lokalne piosenki nucone przez kierowcę autobusu – droga staje się celem.

Kierunek: Syberia

Nasza podróż przez Azję drogą lądową zaczęła się w lipcu zeszłego roku na parkingu przed stacją kolejową w Rzeszowie. Najpierw autobus do Warszawy, potem do Wilna, Rygi i Petersburga. Następnie do stolicy Rosji, gdzie zaczęliśmy naszą przygodę z koleją transsyberyjską – w 87 godzin pokonaliśmy ponad 5 tys. kilometrów na odcinku Moskwa – Irkuck. W metalowej puszce pociągu najwyższa temperatura dochodziła do +40 stopni a jedyne okno w naszej części wagonu okazało się być awaryjnym, co oznaczało kategoryczny zakaz jego otwierania. Takie są uroki podróżowania trzecią klasą kolei rosyjskich, nie wspominając już o całkowitym braku prywatności w otwartym wagonie i niepokojącym standardzie toalet. Ale kto by narzekał na naszym miejscu?!

Wizja 87h w pociągu pocztkowo nie napawa optymizmem

Podążając w kierunku Syberii nawiązaliśmy bardzo interesującą znajomość z byłym żołnierzem Armii Czerwonej, który stacjonował z wojskami sowieckimi pod Krakowem w 1945r. Leciwy Rosjanin zadziwiająco dobrze orientował się w bieżącej polityce naszego kraju i wykazywał żywe zainteresowanie nastrojami polsko-rosyjskimi po katastrofie samolotu prezydenckiego. Inni pasażerowie dla zabicia czasu grali w karty, rozwiązywali krzyżówki, popijali mocniejsze trunki. My przyglądaliśmy się ciekawie zarówno temu co się działo na sąsiedniej pryczy jak i widokom za oknem na niekończącą się tajgę syberyjską. W końcu nie codziennie jeździ się koleją transsyberyjską. Te cztery dni spędzone w pociągu stanowiły jedną z głównych atrakcji naszego miesięcznego pobytu w Rosji.

Mongolia: na drogach, których nie ma

Przemieszczanie się jeepem po stepach mongolskich wymaga nie lada umiejętności nawigacyjnych, bo znaków drogowych czy asfaltu najzwyczajniej w tym kraju nie ma, poza małymi wyjątkami. Jeśli ktoś akurat ma potrzebę dostać się 650 km na płn.-zach. od Ułan Bator, nad Białe Jezioro, to ma – delikatnie mówiąc – mały problem. Nasza przeprawa prywatnym minivanem trwała jedynie 28 godzin zamiast szacowanych 12. Mimo wszystko, wspominam ten off-road jako jedną z najlepszych przygód w drodze. Pierwszy przystanek, nieujęty w planie podroży, miał miejsce ok. północy w podejrzanej dzielnicy na peryferiach Ułan Bator, gdzie kierowca zatankował benzynę pochodzącą z nielegalnego źródła. Z powodu kryzysu paliwowego w Mongolii cena benzyny w stosunku do zarobków w tym kraju jest poza zasięgiem przeciętnego obywatela.

Naprawa mongolskiej ciężarówki

Po całej nocy spędzonej pośród pudeł z zaopatrzeniem, które leciały nam na głowę przy większych wybojach (czyli non-stop), mieliśmy nadzieję, że za kilka godzin będziemy jeździć konno wokół Białego Jeziora. Nie uwzględniliśmy jednak 3-godzinnej przerwy ad hoc na naprawianie podwozia przy użyciu młotka, 2-godzinnej sjesty obiadowej z poobiednią drzemką oraz czasu potrzebnego na rozwiezienie setki pudeł i pudełeczek po okolicznych sklepikach. Na szczęście za oknem rozpościerały się malownicze krajobrazy nieskażone cywilizacją a pyszny obiad w postaci zasmażanych klusek z kawałkami baraniny i warzyw poprawił nam humory. Co prawda mojego małżonka ciągle zalewała krew na myśl, że jesteśmy traktowani jak dodatkowe cargo. W dodatku to my sponsorowaliśmy tą całą eskapadę, bo reszta pasażerów okazała się być rodziną sprytnego kierowcy. Mnie jednak niesamowicie ubawiła cała ta podróż na koniec świata. Mimo 16-godzinnego opóźnienia i niewygód cielesnych ciągle pojawia się uśmiech na moich ustach kiedy wspominam nasz off-road w Mongolii.

Lokalny folklor

Istnieją środki transportu, które są atrakcją same w sobie ze względu na nietypowy wygląd, unikalny charakter podróży czy też emocje jakie towarzyszą podróżującym. Na swojej drodze w Azji spotkaliśmy się z kilkoma interesującymi przykładami, których ze świecą szukać w krajach europejskich. I tak w Chinach wzbudziła naszą ciekawość instytucja tragarza, który za odpowiednią opłatą wyniesie turystę siłą własnych rąk na szczyt świętej góry Emeishan w prowincji Syczuan (wysokość ponad 3 tysiące metrów). Taksówka w Wietnamie to niekoniecznie oznakowany samochód z kasą fiskalną. Na taryfie może dorobić sobie każdy zmotoryzowany. Niezależnie od tego czy akurat już przewozi pasażera na swoim skuterze dla kolejnych trzech na pewno znajdzie się miejsce, a może dodatkowo jeszcze dla lodówki i szafy. Pociąg w Kambodży może stanowić dochodową atrakcję turystyczną pod warunkiem, że pojazd jest zrobiony z bambusa i zdejmuje się go z szyn przy nadjeżdżającym pociągu z naprzeciwka. W Tajlandii natomiast do autobusu miejskiego wskakuje się w biegu, naturalną klimatyzację pojazdu zapewnia brak okien a kury w autobusie stanowią nieodłączny element lokalnego folkloru.

I jak tu nie przyglądać się współpasażerom…

Indie i Nepal to już legenda sama w sobie jeśli chodzi o środki transportu publicznego. Często widuje się lokalnych mieszkańców podróżujących na dachach samochodów i autobusów, gdzie sprzedający bilety z łatwością wskakuje podczas jazdy. Podróż pociągiem po Indiach dostarcza chyba jeszcze mocniejszych wrażeń niż kolej transsyberyjska. Jeśli twój bilet nie jest potwierdzony, może się zdarzyć, że noc spędzisz na pryczy z nieznajomym, a w najgorszym wypadku będziesz zmieniał miejsce spania średnio co pół godziny przez całą noc. Są i tacy, którzy jadą bez biletu i wówczas lokują się na podłodze pomiędzy pryczami. Indyjskie autobusy dalekobieżne również nie pozostają daleko w tyle pod względem rozrywki. Często zdarza się, że pasażerowie nie wytrzymują wybuchowej mieszanki samosów, pyłu i wybojów a indyjski sposób na pozbycie się resztek pokarmowych na podłodze to przywalenie pawia kupą gruzu. I pozamiatane.

Droga naszym celem

Po takich wrażeniach zaczynam doceniać poziom usług PKP i PKSu. Jakoś mniej już bulwersuje kolejne opóźnienie na trasie z niewiadomych przyczyn. I Pan konduktor taki elegancki i miły. Tegoroczne wakacje spędzamy w kraju, podróżując lokalnymi środkami transportu, bo samochodu przed zimą kupować nie zamierzamy. Podróż pociągiem, autobusem czy autostopem może być przygodą dużo ciekawszą niż sam wyjazd wakacyjny, który często tak skrupulatnie planujemy. Im mniejsze oczekiwania, tym bardziej się otwieramy na nowe bodźce. Pozwalamy wydarzeniom po prostu się dziać, bez naszej interwencji. W tej drodze często odkrywamy siebie i drugą osobę. W końcu droga staje się celem sama w sobie a właściwy cel naszej podróży przestaje być tym jedynym lekarstwem na wszystkie nasze frustracje. Droga jest szeroka, szyny trochę węższe, za oknem soczysta zieleń i spokój. Panuje tu i teraz.

Tu i teraz

 

 

 

 

Published by Magda

Staram się tworzyć szkołę, gdzie dzieci mogą być sobą. Szkołę, która stawia więcej pytań niż odpowiedzi. Szkołę, która uczy się uczyć. Szkołę, gdzie język jest narzędziem do wyrażania uczuć, myśli i pomysłów. Early Stage LEGOlas Club to miejsce rozwoju poprzez zabawę z klockami LEGO. Dołącz do nas!

One thought on “W drodze donikąd

  1. Spanie na podłodze miedzy pryczami brzmi znajomo 🙂 spałem tak w 2006r w chinach w pociągu , w którym nie było kuszetek a jedynie miejsca siedząca + pozostałe miejsca pomiędzy miejscami siedzącymi 😛

Leave a comment