Jacek Hugo-Bader w artykule otwierającym nowy magazyn podróżniczy „Kontynenty” oznajmia, że był kiedyś psem. Jak sam pisze: „[…] cóż to za przyjemność być psem „pańskim”? Mieć pana? Nie byłem więc nawet bezpańskim, tylko wolnym, swobodnym, włóczącym się… Wprawdzie wiecznie głodnym, parszywym, zapchlonym i oblazłym egzemą, do tego z rakiem jąder, które w końcu krótkiego życia niemal wlokły się za mną po ziemi, ale za to radosnym, ba! – szczęśliwym psem. Paskudnym kundlem z zaropiałymi ślepiami i uszami, z których cuchnęło jak z kibla, ale dumnym ze swoich potężnych i żywotnych jak karpie plemników, które w milionach egzemplarzy rozesłałem po całym znanym mi wtedy świecie.”
Widok takiego psa może wzbudzać mieszane uczucia. Jedni poczują odrazę i pomyślą jak dobrze być zadbanym pudelkiem, poddawać się regularnym zabiegom piękności i nabywać obroże wysadzane diamentami z najnowszej kolekcji Swarovskiego. Inni dostrzegają obecność kundla, może nawet próbują zrozumieć jego wybór życiowej drogi, ale sami wolą bezpieczną przystań budy i przewidywalność psiej egzystencji. Są wreszcie tacy, którzy zmęczeni swoim pieskim życiem na uwięzi z nutą zazdrości i podziwu zapatrzą się na tego zapchlonego darmozjada z bogatą florą bakteryjną w trzewiach. Zaczną analizować swój krótki łańcuch, wydeptaną przestrzeń życiową. Kiedy wreszcie dostrzegą bujną, zieloną trawę na horyzoncie zapragną urwać się z łańcucha konsumpcji i nie mieć nad sobą pana już nigdy więcej.
Skoro czytasz ten tekst, zapewne sam jesteś takim parszywym kundlem, który obiera własne ścieżki lub aspirujesz do tej roli i przynależysz do trzeciej kategorii psów, snujących marzenia o życiu bez łańcucha. Może masz wątpliwości czy warto uciekać tak daleko, odcinać łańcuch na dobre. W końcu nie wiadomo jaki los spotka psa z kulawą nogą. A może chwilowo tak jak ja zakończyłeś swoją tułaczkę i zatęskniłeś za rodzinnym ciepłem budy. Powróciłeś do przewidywalnego pieskiego życia w społeczeństwie. Nie zrozumcie mnie źle. Życie na łańcuchu wcale nie jest takie złe. Tylko wymaga formatu pamięci o bujnej, zielonej trawie. Ta zdecydowanie przeszkadza w przyszarzałej rzeczywistości. Mam nadzieję, że ta nieznośna soczystość będzie z dnia na dzień coraz bledsza. Wróć! To niemożliwe. Kundel raz zerwany z łańcucha nigdy nie zapomni smaku wolności!
Trzeba będzie posiać nowy trawnik na miejsce wydeptanego klepiska. I to jest chyba pozytywna myśl, która zrodziła się w moim małym pieskim rozumku. Pamiętając o zielonej trawie u sąsiada przesadzajmy ją po cichu do swojego ogródka, pielęgnując marzenia, ideały i nadając im realny kształt. W końcu Euro 2012 tuż tuż i zadbany trawnik jest teraz w cenie.