Energiopijca wśród zombie

zombie
Stan umysłu polskiego pacjenta. Foto: http://meshmonkey.deviantart.com/art/Screamer-134946768

Bateria mojego lapka osiąga krytyczny poziom. Jeszcze kilka minut a dołączę do znudzonego tłumu o gnuśnych twarzach, stanowiących twór kolejkowy w państwowej przychodni służby zdrowia. Ten laptop dostarcza mi potrzebnych bodźców intelektualnych i nie pozwala popaść w marazm kolejkowy. Rozglądam się nerwowo za kontaktem, bo zasilacz tylko czeka z wytrzeszczonymi kłami i niucha źródło prądu, a ja wraz z nim. Oboje jesteśmy rządni energii, uchodzi z nas powoli chi. Za chwilę będę jednym z tych smutnych ludzi, wpatrzonych w bure płytki podłogowe lastrico. Nieważne czy jesteś schorowaną babinką, która codziennie odwiedza swojego lekarza rodzinnego, czy też młodą mamą z rozdartym brzdącem na ramieniu. Wszyscy wchodzą w swoje kolejkowe role po przekroczeniu progu instytucji przychodni. Bateria padła. Zombie atakuje mój umysł.

Continue reading “Energiopijca wśród zombie”

O psim łańcuchu słów kilka

Wolność kontrolowana

Jacek Hugo-Bader w artykule otwierającym nowy magazyn podróżniczy „Kontynenty” oznajmia, że był kiedyś psem. Jak sam pisze: „[…] cóż to za przyjemność być psem „pańskim”? Mieć pana? Nie byłem więc nawet bezpańskim, tylko wolnym, swobodnym, włóczącym się… Wprawdzie wiecznie głodnym, parszywym, zapchlonym i oblazłym egzemą, do tego z rakiem jąder, które w końcu krótkiego życia niemal wlokły się za mną po ziemi, ale za to radosnym, ba! – szczęśliwym psem. Paskudnym kundlem z zaropiałymi ślepiami i uszami, z których cuchnęło jak z kibla, ale dumnym ze swoich potężnych i żywotnych jak karpie plemników, które w milionach egzemplarzy rozesłałem po całym znanym mi wtedy świecie.

Continue reading “O psim łańcuchu słów kilka”

Sytość

Syty głodnego nie zrozumie

“Europejczykom grozi japoński scenariusz, ponieważ i oni powierzyli większość swego życia korporacjom i instytucjom, redukując sferę indywidualnej aktywności, obezwładniając własną fantazję. Nawet to, co nazywamy czasem wolnym, już do nas nie należy – oddajemy go we władanie sektora usług, wyspecjalizowanych w wyręczaniu nas. Wszystko od relaksu, przez rozrywkę, a nawet dodatkową edukację czy rozwój osobisty, przekazujemy wykwalifikowanym kosmetyczkom, animatorom zabaw  z dziećmi, trenerom asertywności, instruktorom jogi i nauczycielom gotowania, coraz silniej wpisując się w konsumpcyjne schematy. Konsekwentnie zatracamy umiejętność samodzielnego myślenia i działania.

Continue reading “Sytość”

O powstawaniu gatunków

Nowy gatunek

“Jesteśmy świadkami pojawienia się na Ziemi nowych istot, które już podbiły wszystkie kontynenty i większość nisz ekologicznych. Są stadne i wiatropylne, przemieszczają się bez trudu na wielkie odległości.

Teraz je widzę z okien autobusu, te powietrzne ukwiały, całe stada, koczujące na pustyni. Pojedyncze osobniki kurczowo trzymają się drobnych pustynnych roślinek i trzepoczą hałaśliwie – może to ich rodzaj komunikacji.

Continue reading “O powstawaniu gatunków”

“Bieguni” po raz trzeci

Cudowny fragment książki p. Tokarczuk, Bieguni:

“Bo wszystko, co ma swoje stałe miejsce w tym świecie, każde państwo, kościół, rząd ludzki, wszystko, co zachowało formę w tym piekle, jest na jego usługach. Wszystko, co określone, co odtąd-dotąd, co ujęte w rubryki, zapisane w rejestrach, ponumerowane, zewidencjonowane, zaprzysiężone; wszystko, co zgromadzone, wystawione na widok, zaetykietowane. Wszystko, co zatrzymuje: domy, fotele, łóżka, rodziny, ziemia, sianie, sadzenie, doglądanie jak rośnie. Planowanie, czekanie na rezultaty, wykreślanie rozkładów, pilnowanie porządków. Dlatego odchowaj swoje dzieci, skoro je już nieopatrznie urodziłaś, i ruszaj w drogę; pochowaj rodziców, skoro już niebacznie powołali cię do istnienia – i idź. Wynieś się daleko, poza zasięg jego oddechu, poza jego kable i przewody, anteny i fale, niech cię nie namierzą jego czułe instrumenty.

Continue reading ““Bieguni” po raz trzeci”

Gwałt przez oczy

Małe sprostowanie: to nie stolyca a moje miasto rodzinne – Rzeszów

Fakt – po powrocie z Indii czy Nepalu szum reklamowy bilbordów i innych afiszów jakoś mniej kłuje w oczy, niż przed rokiem, kiedy przyjeżdżaliśmy do naszego rodzinnego miasta z trochę bardziej zachodniego kierunku. Ostatnio przekonałam się, że cierpię na chorobę kompulsywnego czytania wszystkich mijanych po drodze reklam. Mając do dyspozycji 2h spędzone jako pasażer w samochodzie w drodze nad Jezioro Solińskie, człowiek chce ponapawać się pięknem ojczystego kraju, zachłysnąć się soczystością pagórków leśnych i łąk zielonych, a tu się najzwyczajniej NIE DA! Choroba posunęła się już za daleko…

Continue reading “Gwałt przez oczy”

Mój dom jest moim hotelem

“Oswajam jeszcze raz wzrokiem każdy przedmiot. Patrzę na niego od nowa, jakbym go nigdy przedtem nie znała. Odkrywam detale. Podziwiam właścicieli hotelu za dbałość o kwiaty – takie duże i ładne, ich liście lśnią, ziemia jest odpowiednio wilgotna, a ta tetrastigma – imponująca. Jaka duża sypialnia, choć pościel mogłaby być w lepszym gatunku, biała płócienna i dobrze wykrochmalona. Tymczasem sprana kora, taka , co to nie wymaga magla ani prasowania. Ale za to biblioteka na dole – całkiem interesująca, właściwie dokładnie w moim guście, jest w niej wszystko, czego potrzebowałabym, gdybym miała tu zamieszkać. Może zatrzymam się tutaj na dłużej, właśnie ze względu na tę bibliotekę.

Continue reading “Mój dom jest moim hotelem”

W drodze donikąd

Styl dość wygładzony, bo mieli opublikować w lokalnej prasie… 🙂 Może jeszcze opublikują, kto ich tam wie.

Urlop wakacyjny już zaplanowany. Dwa tygodnie nad morzem i kilka dni w górach. Jedziemy samochodem, bo wygodniej albo wybieramy samolot, bo szybciej a urlopu przecież niewiele. Wypoczynek zaczyna się w momencie kiedy położymy się w spokoju na plaży albo wejdziemy na szlak górski. Transport to zło konieczne – źródło frustracji, stanie w korkach, strach przed lataniem. Jednak kiedy wyjeżdżamy do kraju całkowicie odmiennego kulturowo od Polski, przemieszczanie się środkami transportu publicznego nabiera zupełnie innego wymiaru. Zaczynamy się uważniej przyglądać pasażerom, wyglądamy z zaciekawieniem przez okno, wsłuchujemy się w lokalne piosenki nucone przez kierowcę autobusu – droga staje się celem.

Continue reading “W drodze donikąd”

Czas przemyśleń

W stronę światłych ludzi

“Moi rodzice nie byli do końca plemieniem osiadłym. Wiele razy przeprowadzali się z miejsca na miejsce, aż w końcu zatrzymali się na dłużej w prowincjonalnej szkole, daleko od porządnej drogi i kolejowej stacji. Podróżą stawało się już samo wyjście za miedzę, wyprawa do miasteczka. Zakupy, składanie papierów w urzędzie gminy, zawsze ten sam fryzjer na rynku przy ratuszu, w tym samym fartuchu, pranym i chlorowanym bez skutku, bo farby do włosów klientek zostawiały na nim kaligraficzne plamy, chińskie znaki. Mama farbowała włosy, a ojciec czekał na nią w kawiarni “Nowa”, przy jednym z dwóch stolików wystawionych za zewnątrz. Czytał lokalną gazetę, w której zawsze najciekawsza była rubryka kryminalna z doniesieniami o obrabowaniu piwnic z powideł i korniszonów.

Continue reading “Czas przemyśleń”

Our Asia Trip in a Nutshell

We’re back: my hair longer 18cm and Marcin 18kg lighter 🙂

Travel, step away from the familiar, touch, be touched. Leave home, let the unpredictability of the road shake your beliefs, find a new way back. Along the way become someone else. ‘Question of Journey’ John Brandi

The trip is over. We’ve been back home for one month now. The first reunions with our families and friends, the first weeks in our new place, which is actually an old place as we used to live here before going to Ireland in 2008. The emotional roller coaster has subsided now and it’s time to summarise, look back and reflect.

Continue reading “Our Asia Trip in a Nutshell”